Pobyt w szpitalu Bielańskim

Przez kolejne sześć tygodni Tomek przebywa na Oddziale Intensywnej Opieki Medycznej Szpitala Bielańskiego, gdzie lekarze robią, co mogą, by utrzymać go przy życiu. Przez pierwsze dwa tygodnie jest utrzymywany w śpiączce farmakologicznej. Niestety, ciągle pojawiają się nowe komplikacje. Tomkowi grozi lewostronny paraliż, porusza tylko prawą ręką i trochę nogą. Jest tak słaby, że musi oddychać przez respirator i niezbędne jest zrobienie tracheotomii. Zdiagnozowano u niego pourazowe wodogłowie. Konieczne jest operacyjne wsadzenie do komory w mózgu drenu, przez który zostanie odprowadzony nadmiar płynu mózgowo-rdzeniowego. Jest to druga najgorsza operacja, jaką przechodzi Tomek, a my razem z nim. Mózg jest tak obrzęknięty, że wsadzenie drenu do komory jest nie lada wyczynem. Operację przeprowadza doktor Jarosław Andrychowski. Na domiar złego okazuje się, że Tomek ma bakteryjne zapalenie płynu mózgowo-rdzeniowego, a co za tym idzie - opon mózgowych.

Dnia 15 czerwca 2010 roku lekarze decydują się na przewiezienie Tomka do Szpitala Zakaźnego, również na Oddział Intensywnej Terapii. Przebywa tam dwa tygodnie, podczas których postanowiono podawać antybiotyk bezpośrednio do komory w mózgu, bo podawanie dożylne zawodzi. Po wielu dniach nerwów i niepokoju udaje się zwalczyć bakterie.

Tomek wraca do Szpitala Bielańskiego 1 lipca. Na szczęście już nie na Oddział Intensywnej Opieki Medycznej, tylko do Klinicznego Oddziału Neurochirurgii, gdzie możemy spędzać z nim całe dnie. Zostaje położony w izolatce, w sali numer 18.

Nie udaje się zwalczyć wodogłowia, więc konieczne jest założenie zastawki komorowo-otrzewnej. Tę operację też wykonuje doktor Jarosław Andrychowski. Po operacji Tomek wraca na własnym oddechu, co sprawia nam ogromną radość. Niestety nie trwa ona długo - po nocnych komplikacjach Tomek znowu zostaje podłączony do respiratora.

Doktor Piotr Dąbrowski, który od tego momentu jest doktorem prowadzącym Tomka, ma niełatwe zadanie. Leczenie Tomka określa mianem „gaszenia pożarów”, ponieważ następne tygodnie są tygodniami walk z infekcjami, gorączkami, respiratorem, burzą wegetatywną i wzmagającą się spastyką. Tomek nie je samodzielnie i lekarze postanawiają założyć mu PEG - przezskórną endoskopową gastrostomię, dzięki czemu karmimy Tomka bezpośrednio do żołądka. Po miesiącu, czyli dokładnie 1 sierpnia, udaje się odłączyć Tomka od respiratora i od tej pory Tomek oddycha już samodzielnie.

Spędzamy przy Tomku całe dnie, masujemy go i ćwiczymy z nim. Ogromnym wsparciem jest pani Kasia, która ćwiczy z Tomkiem po dwie godziny dziennie, jeżeli tylko Tomek jest w stanie. No i pan Mirek, który oprócz tego, że rehabilituje Tomka, to często wpada do nas i poprawia nam humor. Pomimo naszych wysiłków Tomek jest słaby, ma częste gorączki, przechodzi tzw. „burzę wegetatywną”, nie przybiera na wadze (jest to bardzo poważny problem, bo schudł ponad 20 kg i przy wzroście 172 cm waży ok. 30 kg). Szukamy dla niego miejsca, w którym mógłby rozpocząć właściwą rehabilitację. Niestety, nie jest to łatwe. Szpitale i kliniki rehabilitacyjne, do których otrzymujemy lub znajdujemy adresy, zazwyczaj się boją lub nie chcą przyjmować pacjentów w tak ciężkim stanie.





Takie parametry są u Tomka naprawdę rzadkością, więc nie mogłam oprzeć się pokusie i ich nie uwiecznić.



Poprzednia strona Następna strona